Autorem artykułu jest Anna Chreptowicz
Jest taki pisarz, który zasłynął wśród sobie współczesnych pewnym zbiorem opowiadań. Promienie sławy oświetliły go na moment, a potem zgasły bezpowrotnie.
Sukcesu nie udało się powtórzyć, późniejsza twórczość doprowadziła go do pisarskiej śmierci. Jednak ten jeden mały zbiorek wywołał burzę i myślę, że choćby z tego względu, Ludwik Sztyrmer wart jest przypomnienia.
Sztyrmer to bardzo dziwny pisarz. Kumulowały się w nim same sprzeczności, co przekładało się również na jego twórczość. Zajmował się zgłębianiem charakterów, analizą ludzkiej psychiki – a pierwszym i ulubionym „obiektem” tych zabiegów, był on sam. W literackim świecie autora, fikcja przeplata się z faktami z życia. Dla tych, którzy bliżej zaznajomią się z biografią pisarza, oczywistym będzie, iż postaci Wincentego W., czy Karola to alter ego Sztyrmera, to klucze do jego psychiki.
„Pantofel i jeszcze do tego nieboszczyk?” można by zapytać za Jerzym Andrzejewskim. Osobliwy tytuł budził zmieszanie, śmiech, ale i ciekawość, której zaspokojenie było możliwe wyłącznie dzięki lekturze. Tym sposobem autor wabił czytelnika do swojego świata, prowadził z nim swoistą grę, w której obnażał swoją osobowość przed każdym, kto potrafił wyczytać to na kartach powieści.
Tytułowy Pantofel, czyli Wincenty W., jest życiowym nieudacznikiem. Pseudonim dokładnie oddaje mankamenty charakteru bohatera. Jest to osobnik niezwykle wrażliwy, zamknięty w sobie i nieporadny. U schyłku życia postanawia napisać autobiografię, aby móc przeanalizować wszystkie czynniki, które miały wpływ na ukształtowanie jego charakteru. Pragnienie Wincentego, to tak naprawdę pragnienie samego Sztyrmera – cofnięcie się do najgłębszych pokładów pamięci, opis i analiza wszystkiego, co miało wpływ na kształt własnego „ja”. Tak więc narodziny w atmosferze dojmującego smutku, mizerne i słabe ciałko, w którym „mocna dusza nie mogła zapuścić korzeni”, następnie melancholijne i samotne lata szkolne, w czasie których miano Pantofla przypięto Wincentemu, niczym metkę, już na stałe. Safandulstwo, nieudane przygody miłosne i permanentne skazanie na niepowodzenie – to historia życia głównego bohatera przedstawiona w telegraficznym skrócie. Perypetie wywołujące śmiech, niekiedy smutek, współczucie i politowanie, w których mimowolnie uczestniczy Pantofel, wzbudzają uczucie sympatii do tego dobrodusznego nieudacznika. Sztyrmer bardzo krytycznie i bezlitośnie obchodzi się ze swoim alter ego, nazywając go nierzadko „fragmentem duszy, czy niepełnym charakterem”. Surowość wobec bohatera, to również surowość względem samego siebie. Dogłębna wiwisekcja własnej osobowości nie przynosi autorowi zadowalających efektów. Sztyrmer zdaje sobie sprawę, iż podobnie jak jego bohaterowie, prowadzi życie na granicy dwóch światów: realnego i fikcyjnego. Jest twardo stąpającym po ziemi generałem, ale także lekkoduchem piszącym książki o wariatach. Prowadzi nieustanną wewnętrzną walkę, w której dwa pierwiastki – realny i artystyczny dążą do osiągnięcia dominacji. To zmaganie się z dualizmem własnej duszy przekłada się na rozdwojenie osobowościowe bohaterów opowiadań. Sztyrmer kreuje swoistą galerię szaleńców, w której jednostki zmagają się z podwójnością wewnętrznego świata, z podwojonym „ja”. Kreacje te, jak na ówczesne czasy, stanowią znakomity przykład oczytania w dziedzinie psychologii. Ludwik Sztyrmer podchodził do kwestii analizy niezwykle profesjonalnie. Dlatego też zyskał miano „meteora polskiej powieści psychologicznej”, o czym dzisiaj, niestety, mało kto pamięta.
Powieści nieboszczyka Pantofla to nie tylko książka psychologiczna. To również przykład błyskotliwej parodii romantycznej fantastyki. I tu poruszam kwestię kolejnej sprzeczności w twórczości Sztyrmera. Współcześni mu krytycy okrzyknęli go mianem polskiego Hoffmana. Odebrali niektóre opowiadania, jako ukłon w stronę niemieckiego autora. Doszukali się w nich licznych nawiązań, podobieństw i cytatów. Owszem, wszystkie te cechy można odnaleźć na kartach powieści, jednak tylko wprawny czytelnik dopatrzy się w nich cech parodystycznych. Sztyrmer sięga po narzędzia romantycznej fantastyki i frenezji tylko w jednym celu – aby je ośmieszyć i skrytykować. Robi to jednak zbyt nieczytelnie. Opowiadania zostały odebrane dosłownie i tym sposobem z przeciwnika „powieści szalonych” stał się ich autorem.
Opowiadania takie, jak Frenofagiusz i Frenolesty, czy Czarne oczy – to niezwykle ciekawe i pomysłowe utwory. I gdybyśmy nie znali dzisiaj pierwotnego zamysłu autora, można by je uznać za doskonałe przykłady klasycznej fantastyki polskiej. Czym wobec tego są, skoro nie fantastyką? Są doskonałym przykładem jej parodii. Bowiem owe przedziwne i niesamowite Frenolesty oraz ich przerażający władca – Frenofagiusz, to nic innego jak istoty powstałe w oparciu o naukową teorię frenologii Galla. Sztyrmer nie przestaje kontrolować swojej fantazji, oswaja ją poprzez związki ze sztywnym światem nauki. Udowadnia, iż nawet najbardziej niesamowite zjawiska, mają swoje racjonalne wytłumaczenie. Fantastyczne historie bohaterów opowiadania, to po prostu wymysł ich chorych umysłów, Frenolesty – to nic innego, jak metafora choroby psychicznej. Dlatego też akcja ma miejsce w szpitalu psychiatrycznym. Jest to przestroga dla wszystkich, którzy wstępują w głąb niebezpiecznego świata irracjonalizmu. Wizyta w tym świecie, ma bowiem tylko jedno zakończenie – obłęd. Frenofagiusz i Frenolesty to siedem szkiców, z których każdy opowiada o innym przypadku choroby psychicznej. Zarazem stanowią one siedem argumentów przeciw romantycznej frenezji. Sztyrmer nie stroni tu od zjadliwych komentarzy, od aluzji do pisarzy romantycznych i ich krytyki.
W Czarnych oczach autor posługuje się innym zabiegiem dyskredytacji fantastyki – religią. Główny bohater, Chryzanty Dewilski, zakochuje się w cudownych oczach z portretu pewnej kobiety. Cała historia zasadza się na jego nieudanych próbach pozbycia się halucynacji. Ostatecznie wybawienie odbywa się podczas snu, w przestrzeni metafizycznej, kiedy to rzekomo dusza oddziela się od ciała. Dewilski ignorował dogmaty, nie żył w zgodzie z prawem religii – był postacią ekscentryczną i dziwną, wierzącą w niesamowity świat wyobraźni i hołdującą irracjonalizmowi. Opatrzność doświadczyła go więc halucynacją, która nieomal wtrąciła bohatera w sidła obłędu. Fantastyka, to zguba dla duszy ludzkiej. Jedynym niematerialnym i niemożliwym do ogarnięcia przez umysł zjawiskiem, jest Opatrzność, w której człowiek winien pokładać nadzieję i ślepo ufać w Jej zarządzenia – tak zdaje się brzmieć główny przekaz opowiadania. Ważną kwestią jest również wiara autora w nieodwracalność wyroków boskich. Ludzie są marionetkami w rękach Boga i żadne działania nie zmienią z góry przewidzianego dla nich losu. Należy więc całkowicie oddać się wierze. W Czarnych oczach Sztyrmer daje się ponieść przez ton moralizatorstwa i filozofii chrześcijańskiej, jednak nie rezygnuje z głównego celu swojej twórczości – nieustannej krytyki szkodliwych powieści romantycznych.
Twórca Pantofla żył w czasach, w których irracjonalizm wiódł prym wśród przekonań i ideologii. Dlatego też jego osobista walka była z góry skazana na niepowodzenie. Jednakże powstało dzięki niej niezwykłe dzieło, które swoim nowatorstwem i oryginalnością dowodziło, iż jego autor jest osobą wybitną. I może nie udało mu się zasłynąć poprzez krytykę romantycznej frenezji, ale z pewnością zapisał się na kartach historii literatury jako badacz duszy ludzkiej. Meteor polskiej powieści psychologicznej – Ludwik Sztyrmer. Za to należy mu się pamięć.
Nie charakteryzowałam szczegółowo poszczególnych opowiadań ze zbioru, mając na celu zainteresowanie czytelników niniejszego artykułu osobą pisarza. W gąszczu współczesnej, jakże rozwiniętej prozy fantastycznej i psychologicznej, warto sięgnąć do ich źródeł, do twórców, którzy budowali fundamenty pod nowe gatunki, aby przekonać się jak wiele z tradycji mają w sobie dzisiejsze powieści.
---
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz